Kiedyś,
jeszcze nie dawno, wszystko było proste. Były rzeczy śmieszne i
smutne, były dramaty i prawdziwe komedie. Dzisiaj wszystko się
pomieszało. A i tak nasze odczucia zatrzymują się na złości i
bezsilności.
Nie
biorę udziału w kampanii wyborczej. Moje poglądy każdy zna.
Jedyne co mogę zrobić, to zachęcać do głosowania. Dla Polski to
jest dziś naprawdę ważne, w momencie, kiedy się meldują w
okręgach wyborczych dużych miast całe oddziały zwolenników PISu,
jednodniowych obywateli z przypadku. Nie chce mi się wierzyć, że
ludzie to robią z własnej woli, przemierzają najpierw kawał
drogi, by się zgłosić w okręgu wyborczym, a potem za swoje
przyjadą zagłosować. Polacy nie są tak chętni poświęcać się
za darmochę. A jeśli nie, to pytanie jest, za co to robią? Czym
zostali przekupieni, lub czym zastraszeni? I czy to nie jest już
oszustwo wyborcze? Czy nie jest oszustwem wskazywanie właściwego
kandydata z ambony i straszenie grzechem tych, którzy zagłosują
inaczej? Czy te wybory nie powinny zostać uznane za nieważne, zanim
się jeszcze zaczęły? Niestety, dziś omijanie prawa stało się
modne i nikt na to nie zwraca uwagi. Pamiętajcie więc Polacy, w
wyborach naprawdę każdy głos się liczy, bo nawet jeśli przegramy
o jeden głos, to i tak przegramy. Nie może zabraknąć WASZEGO
głosu, bo w przeciwnym razie, każde słowo, jakie wypowiedzieliście
przez ostatnie 3 lata, nic nie było warte.
Kampania,
jak płynęła, tak płynie... Premier jeździ po Polsce i kłamie,
Jaki biega po Warszawie i wszędzie widzi ruiny, Trzaskowski usiłuje
wygrać kulturą osobistą, a prezes obraża Polaków. I co Polacy na
to? Wali WAS to?, prawda? Nos przyzwyczaił się już do smrodu
kłamstw i manipulacji, a wzrok się odwraca, bo czego oczy nie
widzą, tego sercu nie żal. Przypominam Wam jednak, że za tydzień
czeka WAS pierwszy egzamin, a jeśli go przegracie, to PIS będzie
miał już z górki. I pozostanie nam już wtedy naprawdę tylko
śmiech. Tylko z kogo się będziemy śmiać? Chyba z samych
siebie...
Dziś
zabawy dostarczają nam politycy i nie każdy zdaje sobie sprawę,
jak bardzo są groźni.
Zacznijmy
może od tak zwanej Debaty warszawskiej...
Naprawdę
nie rozumiem, po co telewizja organizuje takie przedstawienia.
Czternastu kandydatów, z których więcej, niż połowa spadła
chyba z księżyca. Normalny spęd wyborczy. Tendencyjne lub mało
precyzyjne pytania, na które trzeba odpowiedzieć jednym zdaniem w
45 sekund. Większość tych inteligentów potrzebuje tyle czasu, by
zrozumieć pytanie... drugie tyle, by się zastanowić, co by tu
odpowiedzieć. Mieliśmy więc sytuację, że pytający swoje, a
kandydaci swoje... bo pletli bez sensu, co im ślina na język
przyniesie. Jeden tańczy, drugi śpiewa, trzeci gotuje...kurwa,
prawdziwe koło gospodyń wiejskich! Oczywiście najlepiej
przygotowany był Patryk Jaki. Wyuczone regułki, zupełnie nie
związane z treścią pytań i ciągła wojna zaczepna w stosunku do
Trzaskowskiego. Dziwię się jednak bardzo wszystkim innym
uczestnikom, że nie zareagowali salwami śmiechu na tę rezygnację
Patryka Jakiego z członkostwa w swojej partii! Niby to dlatego, by
być prezydentem wszystkich Warszawiaków... Ja bym nie umiała się
powstrzymać i ryknęła bym śmiechem. Ha, ha, ha, ja chyba już
gdzieś ten tekst słyszałam. I tak, jak dla mnie, to sam kandydat
sprzedał sobie pocałunek śmierci. Czy my przypadkiem nie mamy
bezpartyjnego prezydenta kraju z tej samej partyjnej stajni? Czy on
też nie odrzucił partyjnej legitymacji, by być prezydentem
wszystkich Polaków? I co z tego wynikło? Nadal jest PISdą pełną
gębą! Nadal konsultuje z prezesem wszystkie autografy, zamiast z
prawnikami i ekspertami. Bycie bezpartyjną marionetką nie
przeszkadza mu pozostać pajacykiem skaczącym na sznurkach, jak mu
matka partia zagra. Więc jeśli Patryk Jaki chce iść podobną
drogą, to właśnie się publicznie przyznał, których Warszawiaków
będzie prezydentem.
Jedyną
informacja, jaką można było z tej debaty wynieść, to czytelny
obraz trzech stacji telewizyjnych i ich neutralności, bo pani
prezenterka z telewizji publicznej dopowiadała za Patryka Jakiego
to, czego sam nie zdążył lub zapomniał powiedzieć. No i
dowiedzieliśmy się także, że oprócz kilku normalnych kandydatów,
mamy też jednego oszołoma, jednego wariata i jedną niezrównoważoną
emocjonalnie kobietę. A może dla naszego dobrego samopoczucie,
lepiej było by nam tego nie uświadamiać. Ale z drugiej
strony...żyjemy na co dzień w takim cyrku, że trochę folkloru
politycznego nam też nie zaszkodzi. Obiło mi się ostatnio o uszy,
że rząd PISowski po cichu prowadzi tak zwaną odwróconą
prywatyzację. W ramach tego procesu, na przykład, skupuje różne,
mówiąc ogólnie obiekty, ogłaszając przy tym z wielką pompą, że
wreszcie powróciły w Polskie ręce??? Nie, nie chodzi o jakieś
pomniki polskiej historii, poniewierające się gdzieś po kątach i
garażach w dalekich krajach. Rząd przywraca do Polski to, co od
zawsze w tej Polsce przebywało. Tak, jak już pamiętamy, odkupił
za ciężkie miliony kolekcję Czartoryskich, która była w Polsce
od zawsze, a ostatnio odkupili także Polskie Koleje Linowe, bo
podobno cała Polska tego chciała. Oczywiście nie wiemy, co pacjent
miał na myśli mówiąc: cała Polska, bo na chuj komuś kolejki
linowe na własność i dlaczego mógłby ich tak bardzo pragnąć,
skoro i tak nie zobaczy z ich zysków ani centa. Nie wiem, na kim
Mateusz Morawiecki chciał zrobić wrażenie tą transakcją, ale
mnie tu pachnie centralizacją gospodarki, czyli powrotem do czasów
komuny. Ale już zupełnie, ale to zupełnie nie rozumiem, po co rząd
kupił lotnisko w Radomiu??? Mnie się naprawdę wydawało, że
stolicą Polski jest Warszawa, a Polacy mają tyle szczęścia, że
miasto to jest usytuowane w centrum kraju. Nawet, kiedy Okęcie było
jedynym lotniskiem w Polsce, wszyscy sprawiedliwie musieli do tej
Warszawy dojechać. Myślę więc i myślę, co takiego chodzi po tej
małej, skurwysyńskiej makówce prezesa. Czy wzmożony ruch lotniczy
jest w tej chwili złośliwie prowadzony nad Żoliborzem, i prezes
spać nie może do południa, a może prezesowi się marzy
przenoszenie stolicy z Warszawy do Radomia, a może zmienił plany,
co do położenia centralnego portu lotniczego? Zupełnie nie
rozumiem, dlaczego PIS tak bardzo nienawidzi Warszawy, dlaczego za
wszelką cenę próbuje ją osłabić? I dopiero nadworny błazen
Marek Suski odpowiedział na moje wszystkie wątpliwości...
Bardzo
jesteśmy wdzięczni kochanej władzy za tę troskę, by nam skrócić
drogę do Afryki...o ile? O 100 kilometrów? Ktoś mi może
wytłumaczyć, na chuj komuś takie udogodnienie? A co z tymi, którzy
latają na północ, władza będzie odliczać z ceny biletu koszt za
te 100 kilometrów? Ale czego się nie robi przed wyborami? Można
nawet kupić lotnisko! Przed wyborami to nawet policja znormalniała.
Po raz pierwszy, odkąd PIS przejął władzę, panowie policjanci
się pomylili!, i skierowali swoją interwencję, nie na tych
„zboczeńców i sodomitów” niosących agresywnie tęczową
flagę, tylko na spokojnie stojących z dziećmi patriotów. Mało
tego, potraktowała ich armatkami wodnymi i gazem za nic, no za te
kilka niewinnych kamieni, które chyba same się wzięły i latały!
I jaki to spryciula z tego Brudzińskiego. Nagle, tydzień przed
wyborami okazało się, że to prezydent miasta Lublina, członek PO,
jest ostoją nietolerancji, a policja własną piersią broni praw
mniejszości.
Ja
może mam już obsesję i w nic już nie wierzę. Nawet w to, że
czasami policjanci mogą się zachować, jak ludzie. Wszędzie widzę
ustawki, pozorowane gesty, zaciemnione prawdy. Czy to już jest stan
maniakalny, czy tylko system obronny?
Kto
by się tego spodziewał jeszcze 3 lata temu..., że kiedyś się
obudzimy w takiej Polsce, że ludzie będą kopać się na wizji
podczas programu na żywo, że w europejskim kraju będzie się
szarpać dziennikarzy, że kłamstwo nie będzie już powodem do
wstydu, a nienawiść zostanie najczęściej uprawianym sportem
narodowym. Kto by się spodziewał, że można tak szybko upaść i
tak nisko, by nie reagować, kiedy na listach wyborczych są
faszyści, kiedy nieletnią ofiarę gwałtu nazywa się kurwą, kiedy bicie i kopanie żony sąd uznaje za zwyczajną sprzeczkę
małżeńską, a prezydent biega po ulicy z chujami na ustach i
jeszcze się uważa za męża stanu.
Tak
się to wszystko jakoś pokręciło, że zaczynam powoli widzieć
sens w powiedzeniu: „że nikt nam nie wmówi, iż białe jest
białe, a czarne jest czarne...” I z niecierpliwością oczekuję
dnia, kiedy ten odwrócony do góry nogami świat, powróci wreszcie
na swoje miejsce...
Moja
ulubiona poetka, Halina Poświatowska, napisała kiedyś w
niepolitycznym, a bardzo osobistym wierszu:
„W
moim barbarzyńskim języku, kwiaty nazywają się kwiaty i o
powietrzu mówię, powietrze i stąpając po kostkach bruku obcasami
wystukuję: bruk...bruk...bruk...”
A
ja idąc tym tropem, powiedziała bym, że przeciwnika politycznego
nazywam z szacunkiem przeciwnikiem politycznym, prezydenta,
prezydentem, marszałka marszałkiem, premiera premierem..., a pajaca
nazywam pajacem..., a szarańczę nazywam szarańczą i strząsam ją
z drzewa które obsiadła. Drzewa o imieniu Polska.
Musimy sobie poradzić z tą śmierdzącą pleśnią fałszyzmu, bo nas zadusi...
OdpowiedzUsuńJak zwykle świetny tekst, pozwolę sobie zrobić kopie i opublikować.
OdpowiedzUsuń