...Na
początek życzenia, nieco spóźnione lecz szczere. Skoro już
zjedliście Państwo wczoraj pogańskie jajeczka i poszły WAM na
zdrowie, życzę WAM udanego, równie pogańskiego lanego
poniedziałku...
Po
wielu latach mojego życia udało mi się osiągnąć tak zwany
konsensus z samą sobą. Czyli po prostu nie obchodzę w sposób
tradycyjny żadnych świąt. Nie jem w tym dniu jajek, ugotowanej
wcześniej szynki, nie piekę mazurków i babek. Nie stroję choinki,
nie poszczę w dni postne ( wręcz odwrotnie). Jedyne, co staram się
robić w dni, kiedy świat ma tak zwane święta, staram się
odpocząć od polityki. Staram się... przysięgam sobie, że nie dam
się w tym czasie wyprowadzić z równowagi. I każdego roku jestem
zmuszona złamać daną sobie przysięgę.
Powiem
WAM, chociaż to może jest nieco pokręcone u osoby niewierzącej,
każdego roku łudzę się, że ludzie, którzy się przecież
deklarują, jako wyznawcy zmartwychwstałego Jezusa, odpuszczą sobie
chociaż przez ten jeden tydzień w roku. Zajmą się malowaniem jaj,
składaniem sobie nawzajem swoich fałszywych życzeń i pozwolą
ludziom na trochę luzu. Ale moje złudzenia zostają, jak zwykle
zamordowane już od samego rana.
Zaczynam,
jak idiotka tęsknić za tamtymi czasami, kiedy był tylko jeden
program w telewizji, a reżim tylko jednym zdaniem napomykał, że
właśnie tego dnia obchodzimy Wielkanoc, albo pokazywał młodzieńcze
harce podczas końskich zalotów z polewaniem kobiet wodą z wiadra.
Dziś niestety, kiedy w prywatnych stacjach nawołuje się do powrotu
do świeckiego państwa, kiedy na co dzień wydaje się wszystko
normalnie ( w tych telewizjach), w święta wszyscy dostają małpiego
rozumu. Taki TVN, już od piątku niczym się nie różni od
telewizji Trwam. Jaja, księża, koszyczki, palmy, znowu jaja...
„chuje muje”. Wszystko idzie w odstawkę, czekam tylko, kiedy
modlitwą poranną zaczynał się będzie program „Wstajesz i
wiesz”. Patrzysz na to i masz ochotę spierdalać, ale dokąd? Na
innym programie, „życie Jezusa”, na następnym „droga
krzyżowa”, a jeszcze na następnym ekranizacja mąki Chrystusa w
trzech odsłonach...
Po
trzech dniach człowiek rzyga już wiarą i tradycją. I pytam się,
ja człowiek niewierzący w imieniu swoim i innych ateistów, a także
ludzi innej wiary: Czy my mamy w tym kraju jakieś prawa? Czy święta
jednego wyzwania muszą wyglądać, jakby potop gówna zalał cały
kraj i wszyscy w tym gównie muszą się taplać po uszy?
Na
to dostałam odpowiedź bardzo szybko w kazaniach wielkanocnych,
gdzie prawa mniejszości opluto. Ale o tym może trochę później,
należy bowiem zawsze zaczynać od początku.
Udało
mi się w tym roku, po raz pierwszy od lat czterech chyba,
powstrzymać się od wielkanocnej polityki w wielkanocną niedziele.
A uważam to za nie lada wyczyn wobec szeregu wydarzeń, które nie
pozostały bez wpływu na polski świąteczny nastrój. A denerwować
się było na co już od soboty.
Są
takie rzeczy, które wedle polskiej tradycji wydarzyć się muszą i
trzeba je zwyczajnie przeczekać zaciskając zęby. Należą do nich
wszelkie okazjonalne życzenia polityków skierowane do narodu.
Ale
ich pierdolona cykliczność i nieuniknioność nie sprawia, że nas
nie dołują. O dziwo, nie zrobił na mnie piorunująco złego
wrażenia prezydent Duda...może to już siła przyzwyczajenia. Ale
mój mózg zadrżał na widok stojącej u jego boku anorektycznej
krowy, której fałszywy uśmiech był w tym roku jeszcze fałszywszy
i wyjątkowo irytujący. Pomyślałam sobie: Jak śmiesz „drewniana
damo”, życzyć komukolwiek, czegokolwiek, wobec strajku
nauczycieli, będąc jedną z nich i nie robiąc nic w ich
sprawie?...
A
potem pojawił się świąteczno, kurwa wyborczy spod z udziałem
Mateusza Morawieckiego. Myślałam, że się porzygam od tego
dobrobytu! Podobno, nawet kota można zagłaskać na śmierć... I
Polska zaczyna przypominać takiego kota, który może miałby ochotę
czasami pójść w pole i zgodnie ze swoim instynktem mysz upolować,
ale zabrano mu wolność w zamian za bezustanne głaskanie.
I
znowu czarna myśl rodzi się głęboko w mózgu..., a może by tak
wrócić do czasów komuny, kiedy nie było nic za darmo, kiedy
musieliśmy walczyć o swoje, kiedy czuliśmy swoją wartość, bo
to, co położyliśmy na świątecznym stole zawdzięczaliśmy sobie,
a nie jakiejś krzywej mordzie... Ale przede wszystkim, tęsknię za
czasami, kiedy nawet propagandziści szanowali społeczeństwo
wiedząc, że nie mogą przesadzić, by nie okazać się śmieszni.
Dziś
trafia się do społeczeństwa propagandą na poziomie przedszkola.
Bo to tylko małe dziecko może bezwarunkowo przyjąć taką wizję.
Wizje rządu, który ciągle sięga do własnej kieszeni i daje,
daje, daje, wszystko czego społeczeństwo zapragnie. I nikt się nie
pyta, skąd się w ogóle biorą na świecie pieniądze... Wiem
wiem...manna z nieba i przepiórki i cudowne rozmnożenie chleba i
ryby... Jeszcze nie zapomnijcie o stoliczku nakryj się, ale
pamiętajcie, że na koniec są kije samobije, no może nie „samo”...
Na
koniec spotu z premierem nie padło tylko historyczne „POMOŻECIE?”,
a było by zupełnie na miejscu! Należy też uszanować, że pan
premier nie wspomniał 7 razy ( jak podczas wszystkich ostatnich
wystąpień), że Pan Broniarz zna pana Schetynę, jakby znajomość
pana Schetyny była w Polsce czynem karalnym.
A
może by tak pan premier, zamiast do takiej szczęśliwej rodzinki,
żyjącej, jak mniemam w komplecie, na garnuszku państwa, zajrzał
na śniadanie wielkanocne do innych domów. Może zobaczyłby, jakie
święta ma niepełnosprawna Zosia, której matka ukrywa łzy przy
biednie zastawionym stole, bo stan jej dziecka pozbawionego
rehabilitacji gwałtownie się pogorszył...
Może
zajrzy na święta do nauczyciela, który musi udzielać korepetycji
nawet w niedzielę, by jego rodzina też miała szynkę i baranka z
cukru. Musi to robić pomimo, że przecież „jego” rząd tak się
troszczy o niedziele wolne od handlu, by panie z kasy miały lżej, a
społeczeństwo ten czas spędzało z rodziną. Może pan premier
zajrzy do szpitali i odwiedzi tych chorych, którym zabrano
refundację na leki ratujące życie, może się z nimi jajkiem
podzieli... Może by pan zapytał Magdalenę Adamowicz i jej córki,
jak szczęśliwe mają święta, te pierwsze po morderstwie z
nienawiści ich męża i ojca? Może by pan pozdrowił rodzinę
Piotra Szczęsnego i Igora Stachowiaka... No tak, wygodniej jest
udawać, że ci ludzie nigdy nie istnieli...
Może
tak trochę prawdy o Polsce, panie kurwa premierze,... chociaż w
święta! Ale pan woli być z tymi szczęśliwymi, bo oni nie pytają:
Jak żyć?!
Co
do pańskiej prawdy, pańskiego patriotyzmu i pańskiej misji dla
Polski, to wprowadził nas pan w konsternację po raz drugi podczas
tych samych świąt.
Premier
pojechał bowiem do Stanów Zjednoczonych promować Polskę... I tak
ratował i ratował nasze dobre imię, tak zaciekle walczył o nie
własna piersią, że przyrównał polskich sędziów do francuskich
kolaborantów, którzy w czasie wojny współpracowali z III Rzeszą.
Nie wiem, co miał ten beznadziejny człowiek na myśli... żaden z
sędziów nie żyje wystarczająco długo, by miał szansę
kolaborować z hitlerowcami, większość z nich w czasach komuny
była dziećmi..., z kim więc do cholery kolaborowali lub
kolaborują?
Właściwie
to powinnam się zamknąć i nie komentować czegoś tak
obrzydliwego. Mój patriotyzm nie jest tak prostolinijny, jak
niektórzy by chcieli. Uważam, że czasami gorzka prawda o swojej
historii jest lepsza, niż pudrowanie jej kłamstwem. Ale żeby
jeździć po świecie w celu „promowania swego kraju” i opluwać
go w bezpardonowy sposób, będąc do tego premierem!!! Nie, nie znam
drugiego takiego przypadku na świecie, ani wśród przywódców
krajów rozwiniętych, ani rozwijających się, ani trzeciego świata.
I pragnę przypomnieć, że nie jest to pierwsze tego typu
wystąpienie pana Morawieckiego.
Biedny
jest ten nasz kraj, gdzie zwykły szary człowiek musi znosić takie
upokorzenia, upokorzenia wobec całego świata z ust własnego
premiera. Musi je znosić w pokorze i nic nie może zrobić. Nie
może..., albo po prostu nie chce.
Zobaczyłam
wczoraj taki nagłówek na Onecie: Prezydent Duda wypowiedział się
na temat zamachów Sri Lance...nie otworzyłam artykułu, bałam się,
miałam już dość!
Miałam
dość tego, że Wielkanoc, jak każde święta w naszym kraju, jest
okazją do tego, by nie tylko politycy nas urabiali na swoją modłę,
ale żeby także kościelne wieprze przemawiały ludzkim głosem.
Chociaż słowo „ludzkim” jest tu nadużyciem. Jak zwykle, msze
święte stały się areną politycznych wystąpień poparcia dla
rządu, areną wykluczenia grup społecznych i mniejszości, areną
pogardy dla ludzi wolnych i walczących z systemem o swoją wolność,
areną napuszczania dzieci i rodziców przeciw nauczycielom.
Jezus
Chrystus, gdyby istniał i zstąpił na Ziemię w Wielkanoc AD 2019,
wolał by drugi raz umrzeć na krzyżu i nigdy nie zmartwychwstać,
by nie oglądać co jego pasterze zrobili w jego imieniu. Wolał by
umrzeć, niż widzieć, jak jego kościół zajmuje się wyłącznie
ludzką dupą, a nie krzewieniem wiary. Nie chciał by widzieć, jak
na krzyży naszych win i grzechów, wymienia się aborcje, in vitro,
masturbację, homoseksualizm, seks przedmałżeński, a zapomina się
o pedofilii...
W punkt!! Trzeba było tylko dodać, że wprowadzony system podziału narodu, kłamstwa i obłudy wpływa znacząco na stan zdrowia psychiczny i fizyczny !!!
OdpowiedzUsuńPrzerobiono mnie tym ( PiS) wbrew mojej woli z empatycznego kosmopolity na wrednego zamordystę i tego im nie daruję...